piątek, 7 sierpnia 2015

Uff, jak gorąco! Czyli jak pomóc psom w upale.

Witamy :-)

To co się dzieje za oknem każdy widzi i czuje. Szczęście ma ten kto jest aktualnie na wczasach gdzieś nad wodą lub ten kto przez większość dnia przebywa w chłodnych klimatyzowanych pomieszczeniach (na przykład ja). Synoptycy przewidują, że tak wysokie temperatury utrzymają się przez jakieś półtora tygodnia.  Ja się z tej temperatury cieszę, ponieważ lato to moja ulubiona pora roku, a poza tym, już nie długo, za jakieś dwa, trzy miesiące, gdzie lato będzie jedynie wspomnieniem, większość z nas będzie z utęsknieniem wyczekiwać kolejnego ocieplenia.
My z takimi temperaturami jesteśmy sobie w stanie sami jakoś poradzić. Najważniejsze aby nie zapominać w tym czasie o naszych futrzastych przyjaciołach i pomóc im przetrwać ten trudny czas.

Co możemy zrobić i o czym pamiętać?

1. Spacery. Dłuższe spacery tylko rano i wieczorem gdy temperatury są jeszcze na bezpiecznym, niskim poziomie. Niby nic odkrywczego ale naprawdę nie ma co męczyć psa spacerem w czasie gdy na dworze skwar. Hato podczas takich upałów, gdyby nie potrzeby fizjologiczne, w ogóle nie ruszał by się z mieszkania. Nawet gdybyśmy chcieli go wyciągnąć gdzieś dalej, zaprze się nogami albo położy na trawie, byle tylko zrobić co trzeba i wrócić do mieszkania. W ciągu dnia na spacer warto wybierać miejsca zacienione oraz unikać spacerowania po chodnikach czy asfalcie (bardzo szybko i mocno się nagrzewają – mogą spowodować oparzenia psich łapek).

2. Woda. Pies zawsze musi mieć dostęp do pełnej miski wody w domu jak i pamiętajmy o zabieraniu wody na spacer (w butelce lub specjalnym poidełku).  Dodatkowo fajnie wybrać się z psem nad wodę lub miejsce gdzie psiak mógłby się po prostu zamoczyć. Wybierajmy wtedy jednak naturalne zbiorniki zamiast np. fontanny.  W nich jest zamknięty obieg wody i aby była ona czysta dodawane są bardzo duże ilości środków chemicznych grzybo- i bakteriobójczych. Pies może się łatwo zatruć taką wodą.
 Jeśli macie ogródek warto wystawić dla psa mały basen (albo dużą miskę) lub zraszacz. Ważne jedynie aby były ustawione w zacienionym miejscu.

3. Obroże łańcuszkowe. W czasie upałów nie wolno psom takich zakładać ponieważ metal bardzo szybko się nagrzeje i oparzy naszego pupila. To samo tyczy się blaszek adresowych – sprawdźmy czy nie przylegają do skóry psa oraz kagańców (ale o nich osobny punkt).

4. Skóra. Gdy psiak jest po zabiegu chirurgicznym i ma wygoloną część sierści / stracił część sierści w wyniku choroby skóry / ogolił go właściciel, bo taka moda (lub inny równie głupi powód), bardzo ważne jest aby zakryć miejsce gdzie widoczna jest łysa skóra. Sierść chroni psa przed oparzeniem słonecznym, więc gdy jej nie ma w danym miejscu możemy zrobić psu krzywdę.

5. Wyczesywanie sierści. Sierść, zwłaszcza gruba z podszerstkiem, izoluje psa od gorącego powierza, ale tyko wtedy gdy jest w dobrym stanie, jest czysta i puszysta. Skołtuniona, brudna sierść nie będzie spełniać tej funkcji.

6. Mieszkanie. Gdy idziemy do pracy  pies na kilka godzin zostaje sam w domu lub mieszkaniu. Aby mu ułatwić oczekiwanie  zamknijmy i zasłońmy wszystkie okna tak aby gorące powietrze i słońce wlewające się przez nie nie nagrzały mieszkania. Dodatkowo można zostawić włączony wentylator a na psim posłaniu położyć butelki z zamrożoną wodą tak aby pupil mógł się przy nich ochłodzić. Warto tez zostawić otwartą łazienkę, pomieszczenie najczęściej bez okien i z płytkami na podłodze. Pies chętnie tam się schroni. Można też zostawić na podłodze wilgotny ręcznik i zachęcić psa aby się na nim położył, albo po prostu go nim przykryć.

7. Lody. Ale w innej wersji  :-) Nawet zwykłe kostki lodu wrzucone do psiej miski z wodą pomogą psu bardziej się schłodzić i po prostu dłużej będzie miał zimną wodę. Poza tym fajnym pomysłem jest zrobienie pupilowi lodowych przysmaków – czyli mielone mięso, pasztet czy cokolwiek co nasz pies uwielbia (i może jeść) włożyć do foremek na lód, zalać wodą i zamrozić.  Hato w czasie upałów na ochłodę dostaje mrożone kości wołowe. Dwa lub trzy worki takich kości kupiliśmy kiedyś w MAKRO i przechowujemy je w zamrażarce. Co jakiś czas Hato dostaje je rozmrożone ale w czasie takich upałów jak teraz, wcina je od razu z zamrażarki :-)

8. Samochód. Nie zostawiajmy psa w samochodzie. Wiele było już o tym mowy, artykułów, reportaży. Samochód pozostawiony w upale nagrzewa się bardzo szybko. Nawet wyjście na kilka minut i pozostawienie psa w nim spowoduje jego śmierć lub kalectwo. I nie pomoże nic nawet delikatne uchylenie okien. Wiele sklepów zaczęło w tym sezonie zachęcać do zabierania psów ze sobą na zakupy a nawet udostępniali miski z wodą w środku (np. MEDIA MARKT, DECATHLON) .  I pewnie jest to jedynie chwyt marketingowy to i tak, jak dla mnie, jest to działanie na plus. A i pamiętajmy, że jeżeli zobaczymy psa zamkniętego w samochodzie w upale to możemy w nim wybić szybę (w sposób nie narażający psa na zranienie).

9. Kagańce. Pamiętajmy, że pies się nie poci i jego jedyną szansą na schłodzenie organizmu jest ziajanie. W czasie upałów (i według mnie wszędzie oprócz wizyty u weterynarza) nie wolno zakładać psom kagańców taśmowych, które szczelnie opinają i nie pozwalają psu na otwarcie pyska. Pies bardzo szybko może się w takim kagańcu przegrzać lub nawet dostać udaru cieplnego.  Nie zakładajmy psom też kagańców metalowych, które tak jak wspomniane wcześniej obroże łańcuszkowe, szybko się mogą nagrzać i oparzyć psa. Zalecane są kagańce fizjologiczne, które są wygodne, pozwalają na ziajanie, picie wody a nawet jedzenie.

10. Inne zwierzaki. Wokół nas, na osiedlach, ogrodach, działkach żyje mnóstwo dzikich lub półdzikich zwierząt. Mogą to być koty, ptaki, jeże, wiewiórki lub po prostu bezpańskie psy. Wystawienie im miski z wodą w jakimś zacienionym, ustronnym miejscu na pewno ułatwi im i tak już ciężkie życie.

Czy macie jeszcze jakieś pomysły lub sprawdzone metody jak pomóc czworonogom przetrwać upał? Jeśli tak, piszcie pod tym postem lub na facebooku :-)

Pozdrawiamy :-)










piątek, 20 marca 2015

A to juz tyle czasu minęło...?

Witamy :-)

Nie wiem jak Wam ale mi ostatnio bardzo szybko czas leci. Bardzo, bardzo szybko. Straszliwie szybko. Każdy dzień pędzi jak szalony. Jeszcze wczoraj myślałam o blogu, że dawno nic tutaj nie pisałam ale zaraz po tym spokojnie pomyślałam:  no ale przecież ostatni post był jakoś w styczniu, wiec to dopiero miesiąc jak nic się tu nie pojawiło. A potem nagle rzut oka w kalendarz i … what?!  Jaki post w styczniu skoro ostatni był w grudniu?! Jaki miesiąc skoro minęło już trzy miesiące?!  No nieźle.
Tak więc spieszę z wyjaśnieniem i podzieleniem się z wami co tam u nas się zadziałało w ciągu tych, nomen omen, trzech miesięcy. Nawet myślę, że podzielę to na dwa osobne posty (może trzy).



Zielona Góra.


Przez całą zimę czekaliśmy na śnieg, bo będąc w Karpaczu Hato w śniegu się zakochał. Nareszcie poczuł odpowiednią dla niego temperaturę i wilgotność. Niestety o zakopywaniu psa w zaspach mogliśmy jedynie pomarzyć, bo we Wrocławiu śnieg był ale niestety nie w takich ilościach, które by nas zadowoliły (czyli ilość która wymaga kopania tuneli, pozwala zbudować igloo, tudzież powoduje zamknięcie wszystkich urzędów, firm i banków ;-P)
Na szczęście Hato i nasze, zimę znaleźliśmy w Zielonej Górze. Od dawna planowaliśmy wycieczkę tam do naszej kochanej rodzinki ( pozdrowienia dla Mikołaja i Edyty :-*).  Znaleźliśmy więc wolny weekend pod koniec stycznia i ruszyliśmy. Na początku mieliśmy małe obawy jak Hato zniesie podróż pociągiem, ponieważ do tej pory jechał tylko raz i to dosyć krótką trasę. Podróż pociągiem do Zielonej Góry trwa ok 3 godzinki więc musieliśmy się dobrze przygotować do tego. 
Z Hato mamy na razie jeden podstawowy problem, który w pewien sposób utrudnia nam życie. No, może nie utrudnia ale trochę ogranicza niektóre możliwości. Hato panicznie boi się tramwajów. Ale tramwajów na przystanku. Gdy idziemy wzdłuż ulicy po której jedzie tramwaj jest ok, Hato ma to ogólnie gdzieś i zajmuje się innymi rzeczami. Ale gdy mamy podejść na przystanek, na którym stoi tramwaj albo tylko nawet przejść obok, jest masakra. Nie ma siły, która pozwoliła by go tam zaciągnąć. Technika małych kroczków też się nie sprawdza. To jest temat do przepracowania, i na pewno się nad tym skupimy. W każdym razie, wracając do tematu, miałam obawy, że skoro boi się tramwajów to co w takim razie będzie z pociągiem? Przejrzałam nawet różne blogi gdzie były opisywane dobre rady na przewiezienia psa w pociągu, aby nie narobić sobie i innym kłopotu. Na szczęście nie było źle. Co więcej mogę odważnie stwierdzić, że było bardzo dobrze i tak naprawdę nie było czym się martwić. Jak było? Z Markiem umówiliśmy się na PKP -  ja miałam tam dojechać od razu po pracy, a on z Hato miał przyjść pieszo z domu. Jest to dosyć długa trasa na PKP, ale z uwagi na lęki tramwajowe Hato nie ryzykowaliśmy tej opcji. Z drugiej strony długi spacer przed podróżą był idealnym rozwiązaniem aby Hato nie musiał się później męczyć z pełnym pęcherzem. Na PKP Hatko był lekko zdezorientowany z uwagi na dużą liczbę ludzi, która po prostu tam była (jak to na PKP w piątek późnym popołudniem -norma) ale tez dużą liczbę osób, która go zaczepiała (Hato zawsze zwraca na siebie uwagę - norma) no i nowe miejsce. Samo wejście do pociągu tez było ok. Jedyny problem jaki mieliśmy na początku to taki, że ostatni wagon ( ten dla podróżnych z większym bagażem i psami), był zajęty przez grupkę głośnych Rumunów, którzy chyba sobie tam urządzili palarnię i pijalnię napojów wysokoprocentowych. Nie mieliśmy zatem ochoty siedzieć z nimi trzech godzin więc musieliśmy się ulokować w dosyć zatłoczonym, normalnym wagonie. Na szczęście po kilku podwrocławskich stacjach, wagon na tyle się opróżnił, że mieliśmy dla siebie oba siedzenia.  Czasami mam wrażenie, że zimą PKP przechodzi od skrajności w skrajność. Czasami w wagonach można zamarznąć, okna są zaszronione, a w toaletach wieje i zacina śniegiem. Tym razem PKP postanowiło nas ugotować na twardo. Grzejniki zainstalowane pod siedzeniami dawały taką temperaturę, że byłam pewna, że derma, którą obite były siedzenia, stopi się zaraz w jedną tkaninę z moimi jeansami. Od otwarcia okna powstrzymywały mnie jedynie ostre spojrzenia rzucane przez grupę  dziarskich 60tek siedzących  obok, wachlujących się gazetami i rozpinających coraz głębiej swoje bluzeczki. Wiecie, jeśli chodzi o mnie to luz, najwyżej się spocę albo będę mieć nadtopione spodnie. Ale dla Hato, który leżał na podłodze rozwalony na supermena, gdzie z dwóch stron dostawał porcję gorącego powietrza, dla którego komfort termiczny jest przy temperaturze poniżej 0 st C., to była lekka przesada. I tak naprawdę tylko o niego się wtedy martwiłam. A do tego, my, głupki totalne, nie wzięliśmy jego miski więc nie miał się z czego napić podczas podróży. Musiał pić nam z ręki i jakoś dotrwaliśmy do końca.

Tak Hato spędził większą część podróży, z dwóch stron dogrzewany przez piecyki znajdujące się pod siedzeniami.





A w Zielonej Górze ŚNIEG! DUUUŻO ŚNIEGU. Już w czasie podróży mój brat pisał mi smsem, o tym śniegu ale myślałam, że to będzie coś jak u nas, czyli pewnie chwilę posypało, zaraz się stopi  i będzie sucho. Ewentualnie błoto. Ale nie. W Zielonej sypało już od dobrych kilkunastu godzin więc było biało, były zaspy a Hato od wyjścia z pociągu do dotarcia do domu co chwile nurkował w śniegu aby jak najwięcej nabrać do pyska i się schłodzić po podróży. Do Zielonej Góry dotarliśmy dosyć późno więc wieczór spędziliśmy już na spokojnie w rodzinnym gronie, ciesząc się, że nareszcie się widzimy. Następnego dnia, mieliśmy plan w pełni wykorzystać daną nam pogodę i wybraliśmy się do nieopodal znajdującego się parku a właściwie lasu. Za to uwielbiam Zieloną Górę. Jest to świetnie zagospodarowane miasteczko, gdzie na każdym kroku znajdują się fajne miejsca do spędzania wolnego czasu (np. deptak, palmiarnia), albo trochę dalej rozległe tereny zielone, głównie lasy, gdzie można spędzić cały dzień odcięci od gwaru miasta. I właśnie w takie miejsce się wybraliśmy. Nie muszę Wam mówić, że Hato był przeszczęśliwy. Las jak to las, z dala od samochodów i innych ludzi, więc spuściliśmy Hato ze smyczy aby mógł poszaleć, wybiegać się gdzie chce i poudawać dzikiego zwierza (w takich miejscach najlepiej mu to wychodzi). Nie będę się tu rozpisywać o całym spacerze, tylko pokażę Wam zdjęcia – one oddają wszystko.  


















Najpiękniejszy uśmiech na świecie 


Dziki zwier vol1.




Dziki zwierz Vol2.



Po spacerze padli wszyscy i to dosłownie ;-)


Weekend minął szybko i znowu czekała na nas podróż pociągiem. Ale było ok. Mieliśmy dużo miejsca w ostatnim wagonie.  Po jakimś czasie dosiadła się inna parka z pieskiem – szczeniakiem harta. Wracali z jakiejś wystawy ale i Hato i ten Mały, byli chyba zbyt zmęczeni aby się porządnie zapoznać. Nie nalegaliśmy na to, więc Hato głownie spał a my znowu cała drogę rozgrywaliśmy partie w 1000 :-)


A, o czymś nie wspomniałam. Hatko nareszcie dostał kaganiec. Z uwagi na problemy, które kiedyś mieliśmy w MPK we Wrocku, uznaliśmy, że to jest rzecz niezbędna, zwłaszcza, że planujemy wiele podróży z Hato no i po prostu musi to mieć.  Z wyborem kagańca nie mieliśmy problemu, bo Marek od początku wiedział, ze najlepszy będzie kaganiec fizjologiczny. Kaganiec ten jest tak skonstruowany, że pies może w nim otwierać pysk jak chce, może pić wodę i się normalnie wentylować. Są akceptowane przez większość psów, bo po prostu im nie przeszkadzają. Kaganiec może się wydawać za duży ale taki ma być. Jest on zawsze dobierany pod rasę zgodnie z wymiarami pyska. Dodatkowo, jak na swoją wielkość kaganiec jest lekki, zbudowany z powleczonego metalu, dzięki czemu zimą nie przymarza do psiego pyszczka. Hato nie protestuje gdy mu go zakładamy i nie panikuje.  Więc wszyscy jesteśmy zadowoleni.







Uff, notka długa, chyba najdłuższa ze wszystkich. Mam nadzieję,  że się nie zanudziliście. Wszystkich, którzy czytają naszego bloga zachęcam do polubienia Hato na Facebooku klik. Dzięki temu będziecie mogli poznawać Hato na bieżąco, bo co chwile coś tam wrzucam  :-) 


Miłego dnia i już teraz możecie wypatrywać nowego posta, będzie lada chwila :-) 




















środa, 31 grudnia 2014

Nowe miejsce przyjazne psiakom.

  Przyznajmy to szczerze, we Wrocławiu nie ma zbyt wielu miejsc przyjaznych psom, gdzie te mogą na luzie się wyszaleć, bez smyczy, kagańca, gdzie nie będą zakłócać spokoju innym. Na dłuższy spacer chodzimy z Hato na znajdującą się niedaleko górę tzw. Pafawag lub do Parku Grabiszyńskiego, gdzie chętnie wybieramy się też dalej nad rzekę. To są miejsca gdzie najbezpieczniej jest uwolnić psa ze smyczy, aby się porządnie wybiegał. Z dala od ulic, samochodów, gdzie jest spora przestrzeń no i wiele innych psich spacerowiczów. 

  Jakiś czas temu usłyszeliśmy, o istnieniu w naszym parku specjalnego miejsca dla psów, przeznaczonego głównie do szkoleń ale również do zabawy. W ostatnią sobotę postanowiliśmy poszukać tego miejsca i nawet szybko udało się je znaleźć. Jest to kawałek terenu ogrodzony ze wszystkich stron, z dwiema zamykanymi furtkami. Na nim znajduje się sporo urządzeń do trenowania psów, takich jak kładka, tunel, plotki itp. Bardzo fajne miejsce gdzie mogliśmy bez obaw spuścić Hato ze smyczy, gdzie chetnie biegał i był ciekawy tych wszystkich urządzeń, ale jak to Hato też niezbyt pewny siebie. Tamtego dnia ćwiczyliśmy z nim odwoływanie i byliśmy bardzo zadowoleni z efektów. I jemu i nam się tam bardzo podobało i na pewno jak tylko będziemy w parku to ponownie tam wstąpimy :-) 




























no. taka zima u nas ;-)
Dzisja Sylwester, pamiętajcie o swoich zwierzakach i zrezygnujcie ze strzelania petard. 

Zima jest, jest śnieg.

...hahaha ale nie we Wrocławiu. 
No dobra mamy już koniec roku i mogę przyznać, że zima nareszcie dotarła i do nas, ale to co leży na ziemi śniegiem nie jest. Daleko jeszcze do gęsto sypiących płatków, lepienia bałwana, przedzierania się przez zaspy i krajobrazu niczym z zimowej Narnii... Co prawda, codziennie w prognozie pogody są informacje, że święta na pewno będą białe (nie były), albo że do końca roku śnieg będzie (dzisiaj jest koniec roku, uwaga, śniegu nie ma). Ale za to jest mróz. Wiec Hato i tak jest szczęśliwy.

   Dwa tygodnie temu odbył się ostatni, z zaplanowanych na ten rok, wyjazdów z naszą grupą ratowniczą. Szczęśliwie miał on miejsce w Karpaczu, a szczęśliwie dlatego, że Karpacz przywitał nas typowo zimową pogodą, z górą śniegu, zawiejami, zamieciami i mrozem. Dla Hato była to pierwsza zima i pierwszy śnieg. Jego reakcja, gdy będąc już na miejscu nie chciał wyskoczyć z samochodu na tą dziwną, białą, zimną "rzecz" była wręcz komiczna. Szybko się przemógl i zorientował, że bieganie w śniegu może być najlepszą zabawą pod słońcem :-) Teraz czekam na taką pogodę tu, we Wrocławiu. Może ktoś wie kiedy będzie? 


Hato pierwsza styczność ze śniegiem. Dosłownie, pierwsze zdjęcie po wyjściu z samochodu, będzie dla potomnych ;-)





Pozujemy, pozujemy...
Takie widoki, tyle przestrzeni i mnóstwo nowych zapachów (pełno dzikiej zwierzyny), że Hato wyglądał tak jakby chciał być w kilku miejscach na raz :-)
Samotnia zdobyta po raz pierwszy z Hato! Tyle radości ;-)


tak, Hato, oni są normalni
yyyy, co to jest i dlaczego mnie tym straszysz?!
najlepsze warunki atmosferyczne dla Hato.
ja i mój idealny pies :-P
Podczas tego wyjazdu Hato miał pierwszą i ostatnią możliwość spania na łóżku. I tylko dlatego, że miał je tylko dla siebie :-)